środa, 7 sierpnia 2013

,,Martwisz się o mnie? Jak miło. ''

/ Dzień Wyjazdu /
- Tylko uważaj na siebie! - usłyszałam głos Meg.
- Jasne! Zadzwonię jak dojadę.
PASAŻEROWIE JADĄCY DO DORTMUNDU PROSZENI O UDANIE SIĘ NA PERON 2. DZIĘKUJE.
- To ja lecę. Trzymajcie się. Papap - uściskałam Meg i Henriego.
 To oni mnie odprowadzili bo rodzice byli już na Majorce. Ruszyłam w stronę wyznaczonego miejsca. Na ławkach siedzieli już inni, jedni starsi drudzy młodsi. W oddali widać było nadjeżdżający pociąg. Zerknęłam jeszcze za siebie by popatrzeć na rodzinne miasto w którym mieszkałam od 17 lat. Czuje że zaczynam nowy rozdział i bardzo się z tego cieszę. Wzięłam głęboki oddech i pewnie weszłam do środka. Usiadłam naprzeciw młodej dziewczyny z dzieckiem. Mała dziewczynka szybko zasnęła na ramieniu mamy. Wyglądała tak słodko. Ja założyłam słuchawki i wpatrując się w widoki za oknem zaczęłam swą podróż. W środku drogi dostałam sms od Leo.

* Za ile mamy być na dworcu? Jak tam podróż? ^^ *
* Za jakąś godzinę będę. A na podróż nie narzekam :) *

Jakbym wykrakała. Do naszego przedziału wparował jakiś pijany gościu. Zaczął krzyczeć na przypadkowych ludzi. Nim się spostrzegłam zaczął do mnie coś gadać. Nie zwracałam na niego uwagi. Za chwilę do wagonu wszedł konduktor i lekko mówiąc wyrzucił mężczyznę. Niestety mała dziewczynka z naprzeciwka się obudziła i była tak przestraszona że zaczęła płakać. Z torby podróżnej w której miałam także słodycze wyjęłam lizaka. Dałam małej na pocieszenie miło się uśmiechając.
- Proszę. Nie płacz już. Wszystko w porządku.
Dziewczynka wzięła lizaczka i przestała łkać.
- Co się mówi Angela? - spytała kobieta.
- Dzieńkiuje.
- Na zdrówko - uśmiechnęłam się a Angela odwzajemniła gest.
Oprócz małego incydentu droga minęła spokojnie. Po upłynięciu godziny byłam na miejscu. Gdzieś na końcu dworca dostrzegłam Leo, Moritza i Marco. Ucieszyłam się. Kiedy mnie zauważyli uśmiech pojawił się na ich twarzach.
- Naaaat! - zrobiliśmy jednego wielkiego miśka.
- Heejka! Leo udusisz mnie.
- Ojj sorka.
- Mam hotel na ulicy...- wyjęłam kartkę z adresem - Nerter 57/59.
- Aa właśnie...Robimy mała impre to przenocujesz u mnie żeby bezsensownie nie płacić za dzień - powiedział Mo.
- Noo okej, jak to nie będzie problem to spoko.
- Za godzinę się wszyscy zbiorą więc może ruszycie te swoje zacne zadki bo jeszcze do sklepu trzeba iść a później znowu będziemy się śpieszyć - nakręcił się Marco niczym nasza matka.
Spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni jego zachowaniem. Ten tylko ciężko westchnął i wpakował moja torbę do bagażnika. Po chwili byliśmy w drodze do mieszkania Moritza.
- A tak w ogóle to kto będzie na tej imprezie?
- My w czwórkę do tego ,Święta Polska Trójca' , Marcel, Mats, Mario, Mitchel i Ilkay.
- Hmm.. Faktycznie mała ekipa - zaśmiałam się.
Po chwili dojechaliśmy pod wielką willę z pięknym ogródkiem. Naprawdę byłam pod wrażeniem. Leo z Marco pojechali do supermarketu a ja z Mo weszliśmy do środka. Szybko mnie oprowadził po wszystkich pokojach aż w końcu usłyszałam.
- To będzie twój pokój. Czuj się jak u siebie - zniewalająco się do mnie uśmiechnął.
- Dzięki, ale długo tu nie zagoszczę.
- No wiesz... Możesz tu że mną mieszkać
- Nie będę robić ci problemu! Już jutro mnie tu nie będzie. Cel... Chwila, gdzie moja torebka?
Zaczęłam przerzucać wszystkie rzeczy ale ani śladu.
- Na dworcu miałaś tylko podróżna...
Zaczęłam odtwarzacz zdarzenia w mojej głowie. W pociągu był ten mężczyzna, później akcja z lizakiem... Ejj Ejj Ejj ! Ten koleś wychodził z moja torebka! Jak ją mogłam tego nie zauważyć??? Zrobiłam Mega Facepalma i położyłam się na łóżku.
- Ja pierdziele! Ten pijak ukradł mi torebkę!
- Jaki znowu pijak?! - zaśmiał się Mo.
Opowiedziałam mu całą historię.
- ... A najgorsze że miałam tam portfel, cholera. Mam jedynie 800 euro w walizce. Zajebiście! Dlaczego ja zawsze muszę coś odwalić?! Jestem wyrzutkiem losu! - rozpaczałam chowając twarz w poduszkę. Zerknęłam za siebie sprawdzając czy chłopak jest jeszcze w pokoju. Ten ciągle stał i bacznie mi się przyglądał.
- Skończyłaś użalanie się nad sobą? - zapytał.
- Eeeemm... Tak.
- No to teraz nie masz wyjścia - będziesz że mną mieszkać!
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! Zbieraj się to mi pomożesz! - oznajmił i wyszedł z pokoju.
- DZIEEEKUUJEE! - krzyknęłam po chwili aby mnie usłyszał.
Moment sobie leżałam ale postanowiłam przebrać się w to. Kiedy wychodziłam z łazienki usłyszałam jak coś się potłukło na dole. Ohho! Rzuciłam rzeczy na torbę i zbiegłam na dol.
- Cholera jasna! - powiedział wkurzony Moritz trzymając się za rękę. Na podłodze zauważyłam szklankę w kawałkach.
- Oo biedactwo! Gdzie trzymasz wodę utleniona?
- W drugiej szafce od góry.
Wzięłam buteleczkę, przy okazji plaster. Polałam trochę na ranę chłopaka.
- Auuu! - zawył.
- Już kończę.
Przykleiłam plaster i po bólu.
- Dzięki - uśmiechnął się do mnie.
- Nie ma za co - odwzajemniłam gest i pochowałam moje ,, narzędzia ". Porozstawialiśmy resztę szklanek, dostawiliśmy miski z chipsami oraz kilka zgrzewek piwa i butelki wódki.
- Macie jutro trening? - spytałam zaskoczona ilością alkoholu.
- Tak, na 15.
Pokiwałam tylko z szacunkiem głową.
- A wy?
- Tak, po was.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Moritz poszedł się przebrać a ja przywitać gości. Pierwsi oczywiście najwięksi balangowicze - Robert, Kuba, Piszczu i Mario. Jak się okazało mieli że sobą ,, prowiant '' .
- Naaaat! - przytulił mnie Mario.
- Czy ty już piłeś? - zaśmiałam się kiedy zauważyłam, że Goetze ledwo trzyma się na nogach.
- Jaaaa? Ja należę do klubu BB i nie pije! - odparł dumnie.
- Chyba AA, baranie! - poprawił go Lewy.
- Mmmmozee...
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- A ty Jadzka z czego się śmiejesz? Mnie przynajmniej chcą do jakiegoś klubu nie to co ciebie! - zwrócił się do... kwiatka stojącego w kącie - i co już ci nie jest do śmiechu, nie?
- Mario, może się położysz w gościnnym, co? - spytałam lekko ciągnąc go w stronę schodów.
 Polska trójca rozsiadła się na kanapie i przyglądała się moim zmaganiom.
- Ja nie jestem Mario.
- Niee?
- Jestem Najprzystojniejszym, najbardziej męskim, najwaleczniejszym, najsilniejszym, najodważniejszym mężczyzna pod słońcem. Aaaaaa pająk! Lewus zabierz go ode mnie! - zaczął się miotać próbując zrzucić z siebie nieprzyjaciela.
Myśleliśmy że się posikamy że śmiechu. W międzyczasie do pokoju wszedł Moritz, lekko zaskoczony tym co się dzieje w jego domu.
- Eeee... Mario? - odezwał się a skrzydłowy natychmiast stanął nieruchomo.
Nie mogliśmy wytrzymać i zaczęliśmy się tarzać po podłodze że śmiechu. Nasze wycie przerwał dzwonek do drzwi. Gospodarz poszedł otworzyć a my próbowaliśmy się jako tako ogarnąć. Po chwili do salonu weszła reszta piłkarzy. Przywitali się z nami i zaczęła się impreza. DJ został Leo. Przetańczyłam ze wszystkimi paręnaście piosenek, wypiłam jedno piwo. Już przed 23 większość piłkarzy była wstawiona na maxa. W tym Moritz z Leo. Zaczęli interesująca konwersacje : 
- Leitner!
- Tak mam na imię.
- Ślicznie kochana - pogłaskał pomocnika po głowie.
W obawie przed scen miłosną poszłam spać. Musiałam być wycieńczona skoro zasnęłam przy krzykach i śpiewach piłkarzy. Rano obudziłam się około 10. Byłam bardzo ciekawa jak wygląda salon. Przebrałam się w luźne ciuchy i zeszłam na dol. W pokoju zastałam Mo śpiącego na kanapie, Leo leżał na Marco, Mats na fotelu, Roman przytulał się do dywanu a nogi Marcela wystawały z szafy. Okeej to wygląda lepiej niż się spodziewałam! Zrobiłam im fotki i zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Zrobiłam tylko dla siebie bo nie wyglądało  jakby mieli wstać w najbliższym czasie. Pozbierałam wszystkie butelki, pozmywałam, wzięłam prysznic, powkładałam swoje rzeczy do szafek, odwiedziłam Facebook'a, zadzwoniłam do Meg a oni jak leżeli tak leżą. Spojrzałam na zegarek - 12.50. Zeszłam na dol i rozpoczęłam budzenie.
- CO ZA DZIEŃ! BORUSSIA WYGRYWA LIGĘ MISTRZÓW! Heja BVB, Heja BVB, Heja Heja heja BVB!
- Gola dedykuje mojej mamie! - zerwał się Kuba- oooo... Czyli nie strzeliłem gola?
- Niee ale pewnie jeszcze niejednego strzelisz.
Powoli wszyscy budzili się do życia. Zaczęłam szukać wód i tabletek przeciwbólowych. Rzuciłam je Błaszczykowskiemu w nagrodę, że się pierwszy obudził. Jak się dorwał się do butelki to wypił połowę. Po nim przejął ją Lewy. Leitner się zniecierpliwił więc zaczął pić przygotowana wodę z dzbanka. Trochę ulało mu się na koszulkę ale co tam...
- Która jest godzina? - zapytał odstawiając naczynie.
- Trzynasta - oznajmiłam.
Chłopak przeciągnął się leniwie, mrucząc. Zaśmiałam się a on ze mną.
- Jadłaś śniadanie?
- Tak, mogę ci zrobić jak chcesz.
- Naprawdę? Byłabyś tak kochana? - zrobił minę kota że Sherka.
- Idź już pod prysznic!
- Sugerujesz coś?
- Tak, że jak nie ruszysz zada to się spóźnisz - wystawiłam język.
- Martwisz się o mnie? Jak miło. - uśmiechnął się cwaniacko idąc na górę.
- Marzeniaa - krzyknęłam.
Zabrałam się za tworzenie jajecznicy. Uwielbiałam gotować dlatego nie był to dla mnie problem.
- Jeeju! Jak ładnie pachnie! Mogę też troszkę? - zagościł w kuchni Lukas.
- Jasne, siadaj.
- Ejj ta też chce! - krzyknął Ilkay.
- I ja!
Po chwili większość piłkarzy siedziała przy stole czekając na śniadanie. Dołączył do nich także Moritz. Kiedy doprawiłam jajecznice podałam ja chłopakom. Wszamali wszystko w ciszy, aż byłam zdziwiona.
- Dziękuje, było pycha! - pierwszy skończył Kuba.
- Nooo! Najlepsze śniadanie jakie jadłem ever! - odezwał się Mo.
- Cieszę się! Aleee to wy sprzątacie! - zaśmiałam się i pobiegłam do swojego pokoju. Za sobą usłyszałam jeszcze jęki niezadowolenia. Nie miałam co robić dlatego ściągnęłam sobie na Iphone nowa grę - Jetpack. Tak mnie wciągnęła że siedziałam przy niej dłuższą chwilę. Dopiero krzyk Leitnera mnie ocknął.
- Naat my spadamy!
- Okeej! Paaa
- Paapaa - odezwali się chórem.

,,Jak nie chciałeś żebym się dostała to po co mnie tu zabrałeś?''

Oglądałam sobie jak chłopaki trenują. Fajne te ćwiczenia! Kiedy piłkarze skończyli omówiłam się z Kloppem na testy. Powiedział że zadania będą podobne do tych dzisiejszych. Lekko się ucieszyłam, pożegnałam się z Jurgenem i ruszyłam w stronę wyjścia. Przy drzwiach Moritz rozmawiał z Matsem i Leo.
- Dobra, idę. Zobaczymy się w hotelu - powiedział Hummels i skleił z nimi piątkę.
- Paa Nat - uśmiechnął się gdy mnie zobaczył.
- Na razie.
- I jak ci się podobało? - spytał Leo.
- Było extra. Naprawdę fajnie. Dzięki Mo że mnie zabrałeś.
- Nie ma sprawy. Spadamy? Z Leonardem chętnie cię odprowadzimy.
- Nie ma takiej potrzeby. Przecież trafie.
- Nie daj się prosić!
- No skoro chcecie to Ok.
No i tak powoli szliśmy pod mój dom, rozmawiając. Leo to naprawdę fajny koleś. Strasznie zabawny a jak się dobierze z Moritzem to już w ogóle. Śmiejąc się dotarliśmy do celu. Pożegnałam się z piłkarzami i weszłam do domu wesoła. Nic nie mogło popsuć mi dobrego humoru. Oni są niesamowici. Działają lepiej niż niejeden psycholog! Niestety jutro grają mecz a dzień później wyjeżdżają do Dortmundu. Mam nadzieję że wkrótce dołączę do nich na stale. Na razie ustaliłam z Leitnerem że w poniedziałek przyjedzie po mnie ( mimo iż chciałam jechać pociągiem ) i zawiezie na Idune a po ich treningu bezpiecznie mnie odwiezie. Wszystko fajnie ale pewnie zapytacie co na to rodzice. Cóż... Nic nie wiedzą. Po prostu niby pojadę na jakiś jednodniowy turniej w kosza, dlatego nie będzie mnie cały dzień. A trenerowi powiem że muszę zostać bo się źle czuje. Tak, wiem kłamstwo ma krótkie nogi ale muszę spróbować. Innego sposobu nie ma, lub po prostu jestem za głupia żeby wymyślić coś normalnego...
 
***
Nadszedł dzień meczu Dortmundu z Berlinem. Jak to z Klarą miałam w zwyczaju spotykamy się u mnie i zajadając się chipsami ostro kibicujemy. Jako ze do spotkania zostało jeszcze parę godzin ogarnęłam się i wyszłam do sklepu. Obładowana słodyczami i innym śmieciowym żarciem wparowałam do domu.
- Matko Boska Natalie! Kto to wszystko zje? - spytała Meg.
- Ja i Klara - uśmiechnęłam się wsypując wszystko do misek. Postawiłam żarło w salonie sama weszłam do swojego pokoju. Postanowiłam napisać sms do Moritza.
,, Powodzenia. Nastrzelajcie nam :D ''
,, Hahah. Nie powinnaś kibicować Berlinowi?? ''
,, Powinnam ale sercem.jestem za Wami :) "
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zaskoczona zerknęłam na zegarek. No tak za godzinę zaczyna się mecz. Szybko poszłam otworzyć a w drzwiach stała uśmiechnięta przyjaciółka.
- Heeeeeejjjkaaa! - aż podskoczyła z radości. - No siemkaa. A co ty taka w skowronkach?
Jako ze miałyśmy jeszcze czas usiadłyśmy w moim pokoju a Klara zaczęła opowiadać.
- Thomas zabiera mnie na weekend do Włoch!
- Tfuu... Ze co? - nieszczęście chciało ze akurat wzięłam łyk coli która teraz znajdowała się na podłodze.
- Mnie też zaskoczyła ta wiadomość! Ale rodzice się zgodzili, więc za tydzień będę już w słonecznym Rzymie - rozmarzyła się kładąc na łóżku.
- Coś mam źle przeczucia... - powiedziałam pod nosem.
- Co mówiłaś?
- Że masz fajnie... - skłamałam.
- A co z tobą? Kiedy masz te testy w Dortmundzie?
- W poniedziałek.
- Dziewczyny zaczyna się! - usłyszałyśmy krzyk z dołu.
Od razu zeszłyśmy na dol do salonu. Pokazali rozgrzewających się zawodników gospodarzy. Dopiero kilkanaście minut później wyszli piłkarze BVB. Pierwszy jak zwykle Lewy. Niezwykle skupiony, biegający z piłka blisko przy nodze. Za chwilę zbliżenie na Reusa, który śmiał się wraz z Goetze. Mimowolnie się uśmiechnęłam. 
Zaczął się mecz. Tak jak się spodziewałam Borussia dominowała aż w końcu Lewy strzelił na 0:1. Moment później Smith wybiega na pozycję a przed sobą ma tylko Waidenfellera. Roman nie ma wyboru sfaulował brytyjczyka w polu karnym - rzut karny i czerwoną kartka. Wchodzi na budę Mitchel. Poszło mu po palcach ale piłka wpadła do bramki.
- Kurnnaaa! - krzyknęłam.
- Komu ty kibicujesz dziewczyno?!
- A czy to ważne... - uciekłam od tematu a przyjaciółka pokiwała głową.
Do przerwy utrzymał się remis. Przerwa, chwila odpoczynku i wznawiamy grę. Od razu zmiana Leitner za Goetze. Uśmiechnęłam się co nie umknęło uwadze Klary. Szturchnęła mnie łokciem. Po przerwie gracze się rozkręcili. Moritz biegnie wprost na bramkę, strzał iii
- Czy to nie on cię ostatnio odprowadził? - w pokoju znalazła się Meg.
- Ajajajajj! Na dalszy słupek mógł strzelać!
- Nat! Czy chcesz mi o czymś powiedzieć? - otrzeźwiała koleżanka.
- Wydaje mi się że nie.
Tym zdaniem skończyłam dyskusję.Ostatecznie mecz skończył się prowadzeniem drużyny z Zagłębia Ruhry 1:2.
- To kiedy jedziesz na testy?
- Pojutrze..
- Mam nadzieję ze kiedyś mnie tam zaprosisz - uśmiechnęła się.
- O ile się w ogóle dostanę.
Dziewczyna prychnęła.
- No a jak inaczej.
Zaśmiałam się. Chwilę pogadałyśmy i Klara musiała się zbierać. Odprowadziłam ja pod dom. Później spacerkiem wracałam do domu. Rodziców jeszcze nie było. Położyłam się spać.

/Dzień Wyjazdu/ 

Ale jestem podekscytowana! Trener poinformowany że mnie nie będzie, rodzice przekonani. Jedną z osób które znały prawdę był Henry. Nie podobało mu się że kłamałam ale cieszył się że spełniam swoje marzenia.
- Tylko pokaż co potrafisz bo jak niee...
- Dobra, okey. Postaram się - posłałam szoferowi uśmiech.
Dał mi kopniaka na szczęście i mogłam wychodzić.
 -Hej. Nareszcie jesteś -  Mo pocałował mnie w policzek.
- Przepraszam...
- Okej, Okej wsiadaj już.
Jechaliśmy rozmawiając. Opowiadał mi akcje sobotniego meczu, zupełnie jakbym go nie oglądała.
- Mógłbyś być komentatorem.
- Czemu? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Bo ciekawie opowiadasz.
- Ciekawe akcje, ciekawe bramki, ciekawy mecz, ciekawe opowiadanie - odpowiedział niczym rasowy dziennikarz.
- Rozumiem proszę pana. Jak pan opisze grę ciekawie zapowiadającego się piłkarza - Moritza Leitnera - podałam mu prowizoryczny mikrofon, którym była zwinięta gazeta.
- Hmm... Zostawię ocenę pani.
- No dobrze... Myślę ze jeśli będzie robił postępy takie jak dotąd, to za parę lat będziemy mieć Cristiano Ronaldo niemieckiej piłki.
- Weź bo się zarumienię - zaśmiał się - jesteśmy na miejscu.
Mo oprowadził mnie szybko po ośrodku, po czym pojechał po coś do swojego domu. Weszłam do szatni gdzie przebierały się dwie ładne dziewczyny. Miło się uśmiechnęły i przywitały się ze mną.
- Cześć, jestem Alex - powiedziała brunetka.
- A ja Agnes - przedstawiła się druga z kobiet.
- Hej. Ja mam na imię Natalie, mówcie mi Nat.
Naprawdę fajne dziewczyny. Przyjechały na testy z Monachium. Z tego co wywnioskowałam z naszej rozmowy Alex bardziej się denerwowała. Wiązała z piłka naprawdę wielkie plany. Agnes wyluzowała, co nie oznacza ze to nic dla niej nie znaczy. Gadałyśmy sobie chwilkę a do przebieralni wchodziły kolejne zawodniczki. Niektóre miały za sobą grę w innych klubach a inne przyjechały dopiero zacząć swą karierę.
- En attente d'un train?
- Oui! - zagadała brunetka.
Wspólnie z Agnes spojrzałyśmy wymownie na Alex.
- Zapytała czy czekamy na trening a ja odpowiedziałam ze tak.
- Nigdy się nie chwaliłaś ze znasz francuski! - niemalże krzyknęła blondynka.
- Ojeju tam... Lepiej się jej zapytajmy czy zna angielski. To znaczy ją się zapytam - zasmiala się.
- Parlez-vous anglais?
- No jasne - uśmiechnęła się mówiąc po angielsku. No tak teraz trzeba się popisywać swą znajomością języka. Przedstawiłyśmy się dziewczynie a ona nam. Ma na imię Rosalie. Pochodzi z La Manche i grała w tamtejszym pierwszoligowym klubie lecz prezes zadłużył się a zespól spadł do czwartej ligi. Smutne. Wreszcie przyszedł czas treningu. Krótka rozgrzeweczka i rozpoczynałyśmy ćwiczenia. W parze ćwiczyłam z nowa koleżanka. Nie były to trudne zadania dlatego myślę ze dobrze mi poszło. Później przyszło granie 5x5. Tu już trochę gorzej ale nawet nieźle. Po prostu czasem nie trafiałam do bramki strzelając minimalnie obok.
- DZIĘKUJE DZIEWCZYNY, TO WSZYSTKO. WYNIKI PODAMY ZA GODZINKĘ - usłyszeliśmy krzyk Mike, prawej ręki Kloppa.
Większość z dziewczyn wręcz odetchnęło z ulga i zmyla się do szatni. Ja z Alex, Agnes, Rosalie i jeszcze dwiema koleżankami grałyśmy w dziadka. Tak sobie podawałyśmy, aż na trening przyszli piłkarze. Zasiadłam na trybunach a dziewczyny ruszyły do szatni.
- Jak ci poszło? - krzyknął w moja stronę Leo.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami.
- Więcej wiary w siebie.
- Zapamiętam - uśmiechnęłam się do niego. Zaraz przyszedł Jurgen. Miał dobry humor - nikt nie dostał karnych kółek, nawet trening skończył przed czasem. Kiedy zawodnicy poszli się przebrać ja ruszyłam w stronę tablicy z wynikami naszych testów.
- Zakwalifikowane, rocznik 97; Alex Rusht, Agnes Protes, .... Dupa.
No i całe marzenia prysły... Z szatni wyszedł zadowolony Moritz. Ja stałam przygnębiona pod tablicą. Rzucił mi pytające spojrzenie a ja kazałam zwrócić  uwagę na przywieszone kartki. Wczytał się w nie i tajemniczo uśmiechnął.
- Gratuluje - powiedział i chciał się przytulić ale ja lekko go odepchnęłam.
- Jak nie chciałeś żebym się dostała to po co mnie tu zabrałeś? - spytałam.
Chłopak nie wiedział co odpowiedzieć. Już chciałam odejść ale ocknął się.
- O czym ty mówisz? - odezwał się w końcu.
- No przecież się nie dostałam! Nie ma mnie na liście! - niemalże krzyknęłam.
- Na liście twojego rocznika nie ale na o rok starsze tak - wskazał palcem na moje nazwisko.
Wczytałam się w nie bardo dokładnie. Jak się okazało Rosalie była razem ze mną. Powoli odwróciłam się do Moritza, już z uśmiechem. On odwzajemni gest. Nie wytrzymałam i rzuciłam mu się w ramiona. Ten podniósł mnie i obkręcił parę razy.
- Aaaaa! Jak się cieszę! - pisnęłam a chłopak się tylko zaśmiał.
Z szatni zaczęli wychodzić piłkarze.
- To jak mamy nowa piłkarkę w drużynie? - zapytał Mario.
- Taak - odpowiedzieliśmy równo z Leitnerem.
- Yeeyy! Żółwik - przybiłam ze skrzydłowym piąstkę.
- Gratulacje - odezwał się Roman.
- Dzięki.
- To co? Idziemy to oblać? - wyrwał się Marco.
- Może za dwa miesiące - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Ci tylko pokiwali głową i ruszyli w stronę wyjścia. Ja pobiegłam szybko po torbę do szatni i już zegnałam się z drużyna. Ale nie na długo na szczęście. Wraz z Moritzem zaczęliśmy podróż do Berlina. Radość mnie rozpierała. Było gorąco więc piłkarz otworzył dach. Kiedy tylko wyjechaliśmy z miasta zaczęłam się drzeć. Czułam wiatr we włosach.
Here we go back, this is the moment
Tonight is the night, we’ll fight till it’s overSo we put our hands up like the ceiling can’t hold usLike the ceiling can’t hold us
Chłopak zaczął się ze mnie śmiać.
- Śpiewaj ze mną! - rozkazałam.
I tak śpiewająco wjechaliśmy do miasta. Uspokoiliśmy się trochę. Po jakiś 15 minutach byliśmy pod moim domem.
- Robi się ciemno, może przenocujesz u mnie? - spytałam.
- Bardzo chętnie ale zajrzę jeszcze do brata, mieszka nie daleko i u niego się kimne - uśmiechnął się do mnie i dał pożegnalnego buziaka w policzek
- Okej. To paa - pomachałam mu.
- Do zobaczenia.
Weszłam do domu gdzie przywitała mnie uśmiechnięta mama. Okejjj to więcej niż dziwne
- Cześć kochanie. Jak tam na turnieju?
- Cześć. Na turnieju eeee... Czwarte miejsce.
- O szkoda że nie masz medalu...
- Tak, tak. A co ty taka wesoła?
- Jedziemy z tata na wakacje na Majorkę na trzy miesiące. Stwierdziliśmy że nie będziesz chciała z nami jechać dlatego jak chcesz możesz zaplanować sobie wakacje a my je tobie opłacimy.
WOW! Nawet świetnie się składa! Nie muszę kłamać że jadę do jakiś wujków do Dortmundu tylko na wakacje. Świetnie!
- Czaad! Kiedy wyjeżdżacie?
- Pojutrze dlatego zacznij kombinować już dzisiaj.
Od razu poszłam na górę. Wzięłam laptopa i sprawdziłam najbliższe pociągi do Dortmundu. Spisałam ceny hotelu i plan gotowy. Zbiegłam na dól i pokazałam moja ofertę mamie.
- Do Dortmundu chcesz jechać?
- No mamo zgódź się!
- Hmm... No dobra!
Po tych słowach przytuliłam moja rodzicielkę. Pogadałyśmy sobie chwilę lecz później położyłam się spać. Myślałam nad moim życiem w tym pięknym mieście. Nareszcie będę robiła co kocham bez żadnego ale. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk wiadomości

* Dobranoc - Moritz ;) *

* Kolorowych snów <3 *

Ułożyłam się wygodnie i od razu usnęłam.

__________________________

Jak się podoba? Mi średnio ale to tam... Liczę na komentarze także negatywne :)
Już dziś mecz Legii z Molde! Nie mogę się doczekać. Chciałabym być na Ł3 ;(

czwartek, 1 sierpnia 2013

,,Na kolana szmaty, wasz król Marco przyjechał!''

Wracając z ośrodka poszłam ta sama droga co dzień wcześniej. Zatrzymałam się przy Orliku i po szybkim namyśle postanowiłam usiąść na krzesełkach aby dłużej przyglądać się zmaganiom małych piłkarzy. Zaczęłam rozmyślać o przyszłości. Wyobraziłam sobie Nat - piłkarkę Borussii Dortmund, reprezentantkę Niemiec, zdobywczynie Mistrzostw Świata i Europy... Marzenia.
- Nad czym tak myślisz? - spytał znajomy głos.
- Moritz, ja nie dam przecież rady. Nigdy nie byłam na treningu piłkarskim!
- I to jest ten twój problem? - spytał rozbawiony. Ja tylko kiwnęłam głową.
- No faktycznie, nie wiem co bym zrobił mając tak strasznie poważny problem - nabijał się ze mnie za co dostał lekko z łokcia w brzuch.
- No dobra, chodź - pociągnął mnie za rękę.
- Gdzie?
- Na trening twojej ulubionej drużyny.
- Naprawdę lecimy do Madrytu na trening Realu? - zapytałam że śmiechem.
- Ha ha ha ha. Bardzo, śmieszne, bardzo.
W drodze na stadion wysłałam sms do Henriego że się spóźnię bo jestem u Toski.
- O której w ogóle macie ten trening? - spytałam w połowie drogi na stadion.
- Na 14 - oznajmił piłkarz.
Zerknęłam na zegarek.
- Hmm ... to za 8 minut.
- COO?! - pokazałam mu godzinę. - Cholera!
Biegiem ruszyliśmy na stadion
- Która jest godzina? - zapytał zdyszany chłopak.
- Mamy dwie minuty, nie jest źle. Czekaj, czekaj. Drzwi są zamknięte!
- Sprawdzę u siebie.. Jak u ciebie może być 14 jak u mnie jest za piętnaście czyli dopiero zaraz otworzą stadion.
Zerknął na mnie zaskoczony.
- Natalie?
- No yyy no bo yyy...
- No  ?
- Bo ja mam zegarek 15 minut do przodu.
- Dziewczyno do czego ci to potrzebne ?
- No yyyy na przykład no yyyy żeby nie spóźnisz się nigdzie - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam, na co on parsknął niepohamowanym śmiechem.
Osiedliśmy na murku i czekaliśmy... czekaliśmy i czekaliśmy aż w końcu przyszedł jakiś pan i otworzył drzwi.
- Idź na krzesełka, ja się przebiorę i wyjdę.
- Okeej!
Ja ruszyłam w stronę murawy a Moritz do szatni. Usiadłam na jednym z tych najbliższej płyty boiska. Siedziałam podziwiając stadion. W pewnym momencie zauważyłam piłkę w bramce. Stwierdziłam że nic się nie stanie jak sobie poodbijam... ewentualnie popodaję... ewentualnie postrzelam do bramki.
- A teraz piłkę przejmuje Moritz Leitner, podaje do Natalie Stell, ta strzelaaa iiiii.... poprzeczka! - zaśmiał się piłkarz.
- Jak ja mogłam tego nie strzelić! - złapałam się za głowę.
- Za bardzo się odchyliłaś - odpowiedział na pytanie retoryczne.
- Ale spokojnie, nauczysz się - usłyszeliśmy głos z krzesełek.
- O! Dzień dobry trenerze - podszedł do Jurgena i podał mu rękę, ja stanęłam obok niego. Klopp przeniósł wzrok na mnie a Moritz od razu zareagował.
- To Natalie Stell. To o nią nam z Marco chodziło w tedy...
- Ahh tak! - przypomniał sobie - Miło mi cię poznać.
- Mnie pana również - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nat będzie oglądać nasz trening dobrze? - spytał chłopak.
- Jasne.
- Na kolana szmaty, wasz król Marco przyjechał! - wykrzyczał Reus wpadając na boisko.
- Ooo! Mój najukochańszy trener, co pan tu robi tak wcześnie? - zapytał lekko zawstydzony.
- Tak jakoś wyszło. Jak tak lubisz szmaty to powiem paniom sprzątaczkomï aby cię przygarnęły. Pomoc na pewno im się przyda! - puścił nam oczko po czym wyszedł ze stadionu.
- Chodź! Przedstawię cię chłopakom.
- Eee... - nie byłam pewna tego kroku.
- No rusz dupę! Raz, raz bo zaraz trening! - złapał mnie za rękę i biegiem dotarliśmy pod szatnie.
- Uno momento madame - zwrócił się do mnie po czym wparował do szatni. Nawet z zza drzwi słychać było jakieś krzyki, śpiewy i śmiechy. Mimowolnie się uśmiechnęłam wyobrażając sobie jaka tam musi być rozpierducha! Zaraz wyszedł Leitner i ruchem ręki ,, zaprosił '' mnie do środka.
- Oto moja przyjaciółka Nat, możliwe że będziecie ją spotykać na Idunie bo stara się o miejsce w składzie.
- CZEŚĆ NAT! - krzyknęli równo.
- Dzisiaj będzie nas obserwować na treningu dlatego nie wygłupiajcie  i starajcie się.
W szatni zapanowała grobowa cisza, wszyscy wymieniali się spojrzeniami. Nagle piłkarze wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
- Za ten suchar, dam ci puchar - odezwał.się Błaszczykowski - Cześć jestem Kuba.
- A ja Mario.
- Sven.
- Ludzie, przecież wiem kim jesteście - zaśmiałam się.
- Ejj no ja mówię serio. Lewy! - krzyknął Mo.
- Hmm? - spytał Robert.
- Bez żartów...
- Okej, Moritz wrzuć na luz.
- Siema chłopaki! - wpadł zdyszany Nuri.
Rzucił torbę na ławkę i chciał otworzyć szafkę ale...
- KTO...ZNOWU...ZAKLEIŁ...MI...SZAFKĘ. - mówił jakby zaraz miał wybuchnąć ze złości - Kuba?
- Nie tedy droga strudzony wędrowcze - odpowiedział poetycko.
- Piszczu?!
- Dupa, Dupa blada!
- Lewus?! Jak ja cię złapię! - i ruszył w stronę kolegi. Robert wybiegł na korytarz i schował się za drzwiami. Sahin wyszedł  z szatni...
- Teraz - powiedział Marco.
Iiiii własnie drzwi się zamknęły a Nuri dostał w pape. Trzymając się za twarz upadł i zwijał się z bólu.
- Nuri ruszaj się, bo się spóźnisz! - Lewy lekko kopnął kolegę aby sprawdzić czy żyje.
- Aaaaaa... - wyjęczał cicho Sahin.
- Mam dla państwa dobra wiadomość. Będzie żył - zwrócił się do nas Reus niczym wykwalifikowany lekarz.
- Dziękujemy doktorze ( tu chlip ). Naprawdę jest on ( chlip ) dla nas bardzo ( chlip ) ważny - odgrywał swą rolę Piszczu.

,, Myśleliśmy że się ucieszysz...''

- No co taka cisza? - spytałam zdziwiona kiedy skończyłam opowiadać o swoim życiu
Chłopaki szli z rekami w kieszeniach z opuszczonymi głowami. Kiedy zadałam pytanie Moritz spojrzał na mnie.
- Przechlapane ... - powiedział,  Marco potwierdził kiwnięciem głowy.
- A wy nie macie dzisiaj treningu? - spytałam.
- Niee, dziś mamy wolne.
- To fajnie... Dotarliśmy pod mój dom. Dzięki za odprowadzkę. Zaprosiła bym was na herbatę ale sami wiecie... - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Nie ma sprawy, rozumiemy.
- Dzięki. To... cześć.
- Do zobaczenia.
Chłopaki poszli w swoją stronę a ja weszłam do domu.
- Jesteeem! - krzyknęłam.
- Nareszcie! Chodź zrobiłam zupę, twoja ulubioną - powiedziała Meg
Zostawiłam torbę w korytarzu po czym osiadłam przy stole w kuchni. W całym pomieszczeniu pachniało pomidorami i różnymi przyprawami.
- Dziękuje - powiedziałam kiedy kobieta podała mi talerz.
- Na zdrowie... A któż to cię dzisiaj odprowadził, co? - spytała z uśmiechem.
- Koledzy... Marco i Moritz. Nie mów rodzicom bo znowu będę miała Przechlapane.
- Jasne, możesz być spokojna.
Dokończyłam niezwykle smaczny obiad, podziękowałam i wbiegłam po schodach do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko. Leżałam tak sobie przez dłuższą chwilę rozmyślając o mało ważnych sprawach. Przymknęłam na chwilę oczy. Przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy się ocknęłam, zerknęłam na zegarek. Była 20.30 - nieźle. Właśnie ścieliłam łóżko, kiedy do pokoju weszła mama. Z wyrazu jej twarzy mogłam wyczytać że jest wkurzona - zresztą jak zwykle. Zza pleców wyjęła moja treningowa torbę. O fuck - faktycznie Zostawiłam ją w korytarzu.
- Co ty myślisz? Że będziesz sobie rzucać swoje rzeczy pod nogi wszystkim jak popadnie? Mówiłam że pomysł z tymi sprzątaczkami nie  był dobry! - przyjęłam te słowa z kamienną twarzą - no co? Nic nie powiesz?
- Przepraszam.
- No! I wyjmij te rzeczy z torby!
- Dobrze mamo.
Nadal oburzona Rodzicielka wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Zrobiłam minę mówiąca wszystko i zaczęłam rozpakowywanie.
Boże ile śmieci - pomyślałam i potrząsałam torebka aby wszystko wyleciało na łóżko. Chusteczki, długopisy,paragony - dziada z baba brakuje :) Przeglądałam wszystko po kolei aby nie wyrzucić niczego ważnego.
- A to co, do cholery? - powiedziałam pod nosem kiedy znalazłam kartkę z jakimś numerem. Wzruszyłam ramionami i odłożyłam karteczkę na biurko po czym kontynuowałam wyrzucanie. Powiesiłam torbę na wieszaku, kiedy przypomniało mi się o tym tajemniczym numerze. Wzięłam telefon i zastanawiałam się czy wysłać wiadomość. A co mi tam?
,, Z czyim numerem mam do czynienia? :) ''
szybko dostałam sms.
,, A już myślałem ze nie znajdziesz kartki. Mam pewien pomysł. O której masz jutro trening? ''
,, O 12. A mogę wiedzieć z kim pisze? ''
,, Dowiesz się jutro na treningu. Przyjdź trochę wcześniej to pogadamy.Miłych snów ;* ''
No to faktycznie wyjaśniłam sprawę -,- No ale cóż jutro się okaże.


/ MORITZ /

- Marco, mam pomysł - zacząłem niepewnie.
- Noo?
- Może spytamy Kloppa czy nie potrzebuje dobrej piłkarki?
- Heh... Też ciągle myślisz o Nat? - spytał z uśmiechem.
- Tak. Przesrane takie życie!
- To chodźmy do Jurgena teraz - zarządził skrzydłowy.
 Wzruszyłem ramionami i ruszyłem za starszym kolega do pokoju trenera. Zapukałem cicho, jednak nikt nie odpowiadał.
- Ojj Mo! - powiedział Marco i walnął pięścią w drzwi.
- PROOSZEE! - usłyszeliśmy dobrze znany męski głos - O Marco i Moritz! Co was do mnie sprowadza? - zapytał odkładając jakieś papiery na szafkę nocną.
- Może trochę dziwne pytanie trenerze, ale nie potrzebuje pan 17 letniej piłkarki?
- A co ? chcecie zmienić płeć? - zaśmiał się a my razem z nim.
- Niee ale znamy pewna koszykarkę, która kocha i dobrze gra w nogę ale ... - i tak Marco opowiedział w skrócie historię Nat.
- Hmm... Musiała by przyjść na trening w Dortmundzie, ale skoro mówicie że da radę.... no zobaczymy.
- Dzięki trenerze. Dobranoc.
- Dobranoc chłopaki!

/ NAT/
- Wrócisz dzisiaj sama czy mam po ciebie przyjechać? - spytał Henry kiedy stanął przy Hali.
- Przyjdę pieszo. Papa! - pomachałam do kierowcy. Pewnym krokiem ruszyłam do ośrodka. W drzwiach wyminęłam dwóch chłopaków w czapkach i ciemnych okularach. Nie wzruszyli mnie niczym, więc przeszłam obok nich obojętnie.
- Pssst... Nat! - mruknął jeden z nich.
Odwróciłam się zaskoczona ale zaraz pojawił mi się uśmiech na twarzy. To był Marco i Moritz jak mniemam ukrywający się przed tzw hotkami.
- Oo... Siemka! Którego z was mam numer? - zaczęłam się domyślać.
- Mój - wyszczerzył się Moritz.
Marco spojrzał na niego pytającym wzrokiem, ale Leitner go olał.
- To jaki ten pomysł? - spytałam zaciekawiona.
- Załatwiliśmy ci miejsce w Borussi. Borussi Ladies oczywiście. Musisz tylko...
- Czekaj, czekaj. ŻE COO?
Chłopaki spojrzeli po sobie.
- Myśleliśmy że się ucieszysz... - powiedział zawiedziony Marco.
- Oczywiście że się cieszę, jakbym mogła się nie cieszyć ale jak wy sobie to wyobrażacie? Wyjadę z Berlina do Dortmundu sama? Rodzice się nie zgodzą a do osiemnastki jeszcze dwa miesiące! Jezuu jak się cieszę... ale to nie możliwe! - mówiłam jak najęta chodząc w kółko.
 W końcu opadłam na krzesełko i schowałam twarz w dłoniach. Poczułam napływające łzy do oczu lecz postanowiłam być silna.
- Nat, może my porozmawiamy z twoimi rodzicami, nawet Klopp może zadzwonić do nich i wszystko załatwić.
- Dziękuje ale sama to załatwię. Dziękuje, dziękuje,dziękuje, dziękuje dziękuje - podskoczyłam i przytuliłam się do chłopaków.
- Jeszcze nie dziękuj przecież...
- Spoko, mam plan. A teraz muszę uciekać. Paappa - pomachałam im na pożegnanie.
Szczęśliwa  wbiegłam do szatni. Chciało mi się krzyczeć ale opanowałam emocje, ponieważ w pomieszczeniu przebywał trener tłumacząc coś Jessice. Ta tylko kiwała głową że rozumie. Uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ wiedziałam że i tak żadnej z uwag trenera nie spróbuje nawet zastosować na boisku.
- Nat możemy pogadać w cztery oczy? - spytała z kamienną twarzą Tośka.
- Jasne tylko się przebiorę - oznajmiłam lekko zdezorientowana zachowaniem przyjaciółki.
Ubrałam się jak najszybciej umiałam i z rozwiązanymi butami wyszłam na korytarz gdzie czekała Antonina.
- No co tam? Coś się stało?
- DLACZEGO NIE POWIEDZIAŁAŚ, ŻE ZNASZ REUSA I MORITZA?! - wykrzyczała.
- Ciszeej trochę - szepnęłam i pociągnęłam ją do składzika.
- A tak w ogóle to skąd wiesz? - zdziwiłam się.
- Na pewno nie od ciebie... - oznajmiła wkurzona. - widziałam jak z nimi gadasz. Nat.. uważaj to piłkarze. Wiesz jacy są..
- Daj spokój! - wyjrzałam zza drzwi czy aby na pewno nikogo dookoła nie ma.
- Tośka! Oni załatwili mi miejsce w Borussi Dortmund Ladies! Oczywiście muszę przyjść na testy ale sam gest się liczy...
- Chwila, chwila. Czy ty wyjeżdżasz do Dortmundu? Co na to twoi rodzice przecież...
- Ojeju no... nie dowiedzą się. Poza tym jeszcze nie wiadomo czy się dostałam! Ale proszę nie mów nikomu. Jak Monika i cała jej banda się dowie to trener też i wtedy...
- Okej, spoko przecież wiem.
- Dzięki - dałam jej buziaka w policzek i wyszłyśmy na boisko.

wtorek, 23 lipca 2013

,, 200 pompek! Jak chcesz grać w nogę to zapisz się do Borussi! ''

- Cholera, znów muszę tam jechać! - powiedziałam wsiadając do auta. Henry spojrzał na mnie w lusterku i tylko ciężko westchnął. Henry to mój szofer. Tak mam szofera. Oraz gospodynie i sprzątaczki, ogrodnika także wielką wille z basenem. To może opowiem wam moja historie w miarę od początku. Mam na imię Natalie ale wszyscy mówią na mnie Nat. Moi rodzice to biznesmeni, którzy spędzają ze mną może godzinę na dzień. Czasem czuje się tak, jakby urodzili mnie tylko po to abym spełniła ich marzenia z dzieciństwa. Tata i mama w gimnazjum trenowali koszykówkę. Z ich opowiadań wynikało że ojciec miał poważną kontuzje kolana i musiał skończyć ze sportem a mama pochodzi z małego miasteczka, gdzie nie było dobrego klubu i jej talent się zmarnował. Teraz ja muszę najwięcej trenować, zdobywać jak najwięcej punktów w meczu aby spełnić ich ambicje. Na początku treningi były fajne, z czasem jednak trener odszedł - przyszedł drugi. Od tamtego momentu wszystko co robię jest źle, ciągle coś mu nie pasuje. Przez to w ogóle nie mam ochoty grać, nawet lekkie treningi są udręką. Tak na prawdę od dzieciństwa kocham piłkę nożna. Pamiętam jak grałam z wujkiem i dziadkiem. Chwalili mnie i mówili że mam talent. Między innymi przez to rodzice pokłócili się z dziadkami i teraz nie utrzymujemy z nimi kontaktu. To znaczy oni nie utrzymują bo ja często gdy ich nie ma w domu jeżdżę na działkę. Ale przecież nie powiem tacie że nie cierpię koszykówki bo rozpętam 3 wojnę światowa. Jezu nawet kiedy coś powiem o nożnej od razu wysłuchuje że to sport dla debili a przede wszystkim mężczyzn...
Nim się spostrzegłam dotarliśmy pod hale.
- Przyjadę około 18 okej?
- Jasne, dzięki. -  powiedziałam ponuro, otwierając drzwi.
- Czekaj! - usłyszałam za sobą. Odwróciłam wzrok. - Trzymaj się.
Lekko się uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę ośrodka. Już przed budynkiem słychać było krzyki trenera. Spojrzałam na zegarek - byłam 15 minut przed czasem czyli trenowały młodsze dziewczyny. Szybko znalazłam szatnie, w której siedziały już przebrane Monika i Sara. Niezbyt za nimi przepadałam ale drużyna to drużyna.
- Hejj - przywitały się.
- Cześć, gdzie reszta?
- Siedzą chyba na trybunach. Darły się że jakiś Reus i Leitner tam siedzą.
Na chwile zamarłam. Zaskoczona popatrzyłam na dziewczyny, które piłowały sobie paznokcie.
- Marco Reus i Moritz Leitner? - spytałam.
- Hmmm... Chyba tak. A to też ich znasz? - zapytała Monika.
Nie kurde tak se strzeliłam - pomyślałam
- Ze słyszenia - skłamałam , przecież dobrze wiedziałam kim oni są, ale nie będę im tłumaczyć. Szybko się przebrałam i poszłam na sale. Z korytarza słyszałam dobrze znane mi śmiechy Victoria i Amelia. Wchodząc na trybunę mimowolnie się do nich uśmiechnęłam.
- O! Nat! Hejka - przybiłam piątkę z bratem Moniki. Był o wiele fajniejszy od niej, mimo że niby są bliźniakami.
- Siemka!
- Spóźniłaś się, właśnie sobie poszli.
- Kto?...aaa! No trudno.
- KONIEC TYCH POGADUSZEK! NAT ROBISZ ROZGRZEWKĘ!
Cicho zaklęłam pod nosem i zeszłam z kaprysem na boisko. Grzecznie prowadziłam rozgrzewkę typu krążenie ramion i rozciąganie ale kiedy coach wyszedł, pobiegłam do składzika po piłkę do nogi. Zadowolona postawiłam ją na środku boiska.
- Ejjj, co to ma znaczyć? - spytała Monika. Boże jak ja jej nienawidzę. - Miała być rozgrzewka a nie głupia gra w ...
- Nie marudź tylko graj - podałam galę do Vicky i już po chwili koleżanka cieszyła się że zdobytej bramki. Nasza radość nie trwała długo, bo trener wrócił na hale. Amelia szybko schowała piłkę i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie Monika. Podbiegła do pana i zaczęła coś do niego gadać a w pewnym momencie wskazała na mnie palcem. Zabić ją szybko czy w męczarniach? - spytałam siebie w myślach. Nie zdążyłam obmyślić planu zemsty bo trener przywołał mnie do siebie. 
- Za karę zrobisz 100 pompek!
- Alee - wymsknęło mi się.
- 200 pompek! Jak chcesz grać w nogę to zapisz się do Borussi!
Nawet nie wie pan jakbym chciała.
- Przydałaby nam się! - usłyszałam głos z krzesełek. Większość dziewczyn wraz ze mną spojrzała w tamtym kierunku. Jak się okazało na hale wrócili piłkarze BVB. Na szczęście trener nie usłyszał ich uwagi. Kiedy Moritz zauważył mój wzrok wyszczerzył się i puścił mi oczko. Pokiwałam głową z niedowierzaniem i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Dziewczyny gramy 2x2 a ty Natalie pompuj!
Trening skończyłyśmy wpół do 18. Kiedy wrocilysmy do szatni zobaczyłam na wyświetlaczy że mam jedna wiadomość od Henriego.
,, Przepraszam ale się spóźnię ''
Szybko odpowiedziałam.
,, Spoko. Skończyłam już to pójdę pieszo''
,, Ale uważaj na siebie bo twoja matka mnie zabije :) ''
Eee tam. Pewnie szybko by się pozbierała. Jeny! o czym ja myślę! Zrobiłam FacePalma i kontynuowałam pakowanie się. Dziewczyny szybko się zbierały bo za godzinę miały imprezke w szkole. Ja nie musiałam się śpieszyć bo najzwyczajniej w świecie nie idę.
- Może się jednak namyślisz i pójdziesz z nami? - spytała Luiza.
- Chciałabym ale nie mogę. Ale bawcie się dobrze - powiedziałem a te tylko westchnęły i wyszły. Spakowałam wszystkie rzeczy oprócz IPhone i MonsterBeats'ów, które założyłam na uszy włączając ,, Maybe Tomorow '' The stereophonics. Wychodząc z hali poczułam przyjemny wiosenny wiaterek. Uwielbiałam tę porę roku - wszystko budziło się do życia, nie było ani za ciepło ani zbyt gorąco - wręcz idealnie. Powoli stawiałam każdy krok. Kochałam spacerować, przyglądając się otaczającemu światu. Mijałam przyjazny park, plac zabaw i szkolne boisko przy którym na moment się zatrzymałam. Lubiłam patrzeć na dzieciaków biegających za piłka w strojach idoli - CRonaldo, Messiego, Lewandowskiego, Van Persiego. Tak słodko to wyglądało.
- Patrz, ma koszulkę z twoim nazwiskiem - usłyszałam głos obok siebie. Nie zauważyłam aby ktoś koło mnie przechodził dlatego lekko podskoczyłam. Zdjęłam słuchawki i spojrzałam na Marco i Moritza.
- Sorki jak Cię wystraszyłem - powiedział Reus.
- Niee, spoko.
- Lubisz nogę, co? - spytał Leitner.
- Jasne...
- A to dlaczego trenujesz koszykówkę? Przecież są dobre szkółki w Dortmundzie.
- Ehhh... To skomplikowane..
- To może Cię odprowadzimy a ty opowiesz nam wszystko? - odezwał się Reus a Moritz mu przytaknął.
- Okej. Jak chcecie tego słuchać - wzruszyłam ramionami i rozpoczęłam wykład pod tytułem ,, Beznadziejna sytuacja Nat Stell''